Syndrom matki-fighterki | recenzja „Matek pingwinów”
„Matki pingwinów” w reżyserii Klary Kochańskiej-Bajon i Jagody Szelc magazyn New York Times okrzyknął jednym z najlepszych seriali 2024 roku. Choć dla zagranicznych widzów, którzy nałogowo pochłaniają obecnie nową produkcję Netflix, może wydawać się to szokiem, serial jest na polskim rynku absolutnie przełomowy i przecierający szlaki, jeśli chodzi o tematykę neuroatypowości. A oprócz warstwy edukacyjnej, uświadamiającej społeczeństwo, jest to wyjątkowo prężnie zrealizowana, refleksyjna i wręcz terapeutyczna produkcja.
Nikomu z polskich twórców serialowych nie udało się bowiem aż do teraz stworzyć tak kompletnego, boleśnie prawdziwego (choć niepozbawionego pewnych uproszczeń) tytułu skupionego na codziennych trudach matek i ojców niepełnosprawnych dzieci. Reżyserki zabierają nas do najbardziej niewygodnych, skomplikowanych i traumatycznych momentów niepełnosprawności, ocierając się również o motywy samotności, wypalenia, zdrady czy problemów natury emocjonalnej – a robią to z rzadko spotykaną empatią i zrozumieniem. Na pierwszym planie „Matek pingwinów” obserwujemy całe spektrum niełatwych rodzicielskich doświadczeń, diametralnie odbiegających od standardów wychowania większości polskich rodzin.
Fabuła serialu oscyluje głównie wokół historii trzech matek i jednego ojca (w tej roli znakomity Tomasz Tyndyk), których pociechy są w wieloraki sposób dotknięte niepełnosprawnością – od zespołu Downa i spektrum autyzmu, po niepełnosprawność ruchową i znaczną nadpobudliwość. Twórczynie ukazują „Cudowną przystań”, szkołę integracyjną, do której uczęszczają Jaś, Michał, Tola i Hela, rezygnując z upiększania, malowania obrazu opieki nad niepełnosprawnym dzieckiem jako idei i bez fałszu przedstawiając słodko-gorzki wymiar tego nietypowego rodzicielstwa. Głęboka analiza postaw bohaterek – od Kamy (Masza Wągrocka), matki wypierającej inność syna, po jej absolutne przeciwieństwo, czyli Ulkę (Barbara Wypych), znaną influencerkę, której kontentem jest codzienność z dziećmi chorymi na zespół Downa, daje nam szansę poznać niepełnosprawność z różnych, nieraz i skrajnych perspektyw, co dla widowni wcześniej niezaznajomionej z problematyką będzie stanowiło zapewne spore zaskoczenie.
Nie sposób nie skupić się w tym momencie na wybitnej grze aktorskiej głównego zespołu, do którego zaliczamy m.in. Barbarę Wypych z jej ekstrawertyczną bohaterką Ulką, Maszę Wągrocką jako zawodniczkę MMA, która nie potrafi zaakceptować neuroatypowości syna, Magdalenę Różczkę w roli matki, która dla syna jest w stanie poświęcić zarówno zdrowie, małżeństwo czy zwyczajne codzienne przyjemności, i w końcu Tomasza Tyndyka, jako samotnego rodzica z problemami emocjonalnymi. Niemal codziennie, godzina po godzinie bohaterowie wystawiani są na coraz większe próby, a z każdym kolejnym odcinkiem twórczynie odkrywają przed nami następne, i następne niewidoczne na pierwszy rzut oka warstwy głębokiego cierpienia i ogromnych wyrzeczeń. Reżyserki nie oceniają, nie moralizują, a w pewien terapeutyczny i oczyszczający sposób szanują decyzje swoich bohaterów – choć nie zawsze właściwe, nieraz zwyczajnie nieuniknione.
W „Matkach pingwinów” liczba prowadzonych jednocześnie wątków może chwilami przytłoczyć, jednak reżyserkom udaje się zapanować nad scenariuszowym chaosem i nie ignorować przy tym bohaterów drugo- i trzecioplanowych, jak chociażby niezwykle ważnej postaci, granej przez Krystynę Jandę. Mimo zróżnicowanych przekonań, kompletnie innych stylów życia, team rodziców z „Cudownej przystani” jednoczy się, by razem stworzyć coś absolutnie wyjątkowego, wspólnie walcząc o godne warunki życia dla swoich pociech. To produkcja wielowymiarowa, ale przekazana w niezwykle przystępny sposób, którą pochłaniamy błyskawicznie, z uśmiechem na twarzy, bogatsi o nowe zasoby empatii i zrozumienia. Komedia łączy się tu ze społecznym dramatem, nigdy nie kwalifikując się w pełni do zaledwie jednego gatunku, co udowadnia tym samym głęboką samoświadomość i reżyserski talent.
„Matki pingwinów” to serial zarówno prężnie zrealizowany, solidny scenariuszowo i fenomenalny aktorsko, jak i przynoszący mądrą i refleksyjną, ale jednak pełnoprawną rozrywkę, co jest jednym z największych sukcesów Kochańskiej-Bajon i Szelc. Obok życiowych fighterek takich jak Kama, Ula i Tatiana nie da się przejść obojętnie, a dzięki ich serialowej historii, nareszcie możemy poznać choć ułamek życia ich i tysięcy podobnych im rodziców. W temacie neuroatypowości bez fałszu i upiększeń, „Matki pingwinów” nie mają sobie równych.
Pokazy serialu „Matki pingwinów” w ramach sekcji Poza schematem odbędą się w dniach:
- 6 grudnia o 15:00 w Kinotece (sala 4)
- 7 grudnia o 13:00 w Kinotece (sala 7)
- 8 grudnia o 20:00 w Kinotece (sala 6)
Mary Kosiarz