„Dziennikarstwo jest rozmową” | wywiad z Marcinem Radomskim
Cykl Stars on Stage by BNP Paribas na BNP Paribas Warsaw SerialCon każdego dnia pozwala nam bliżej poznać aktorów występujących w popularnych polskich filmach i serialach. Moderatorem spotkań z gwiazdami jest krytyk filmowy, Marcin Radomski, z którym przeprowadziliśmy rozmowę o jego początkach w zawodzie, odkrywaniu nowych talentów polskiego aktorstwa oraz o tym, czym jest jego osobista siła.
Mary Kosiarz: Marcin, jesteś moderatorem cyklu Stars on Stage by BNP Paribas na BNP Paribas Warsaw SerialCon nie bez powodu. Prowadzisz w końcu popularny kanał na YouTube KINOrozmowa oraz „Audycję Filmową” w radiowej Czwórce. Jesteś również krytykiem filmowym i serialowym. Od kiedy wiedziałeś, że to właśnie wywiady są w dziennikarstwie Twoim żywiołem?
Marcin Radomski: Sam film pojawił się wcześnie, bo jeszcze w szkole podstawowej, a dziennikarstwo w liceum. Natomiast wywiad jako ulubiona forma dziennikarstwa na studiach. Uznałem, że to, co najbardziej mnie interesuje to poznawanie drugiej osoby, tego jaka ona jest i czym się zajmuje. Wywiad stał też u podstaw mojego kanału YouTube. Stąd zresztą nazwa KINOrozmowa, który łączy dwie najważniejsze dla mnie rzeczy. Oczywiście lubię pisać recenzje, artykuły, ale wywiady są dla mnie czymś najciekawszym, co mnie inspiruje, dzięki temu mogę też z kimś polemizować, wejść w dyskusję. Staram się rozmawiać z gośćmi tak, jak z bliskimi mi osobami. Najczęściej są to aktorzy, aktorki, reżyserzy, ludzie najbardziej widoczni, ale wybieram też producentów, scenarzystów czy kostiumologów, chociaż zdarza się to rzadziej.
Mary Kosiarz: Tu już nieco nawiązujesz do mojego kolejnego pytania, czyli w jaki sposób dobierasz rozmówców? Masz jakiś swój określony system, czyli jakąś upatrzoną listę osób, z którymi chcesz porozmawiać? Może to kwestia popularności i znanych produkcji, w których występują?
Marcin Radomski: To są dwie drogi. Po pierwsze, są to osoby, które ja sam uważam za ważne i takie, którym trzeba dać głos. W KINOrozmowie, czy też mojej audycji w radiowej Czwórce można znaleźć rozmowy z wieloma młodymi artystami – staram się odkrywać młodych aktorów czy aktorki, bo dla nich czasem brak miejsca w mediach. Mówi się dużo o tych najbardziej popularnych produkcjach i to o nich chce się najwięcej słuchać. Z takimi osobami też rozmawiam, ale dzięki temu, że mam szansę sam wybierać sobie rozmówców, to staram się pokazać nowe twarze. Tak było między innymi z Michałem Sikorskim i Martyną Byczkowską z „1670”, czy chociażby z Vanessą Aleksander. To są aktorzy, którzy już coś osiągnęli, ale wciąż się rozwijają. Do tego grona można zaliczyć też Marię Kowalską, która jest bardzo ciekawą aktorką i myślę, że już za chwilę będzie gwiazdą. To są osoby z ogromnym talentem, które jedną czy dwiema rolami pokazały, że mają wielkie umiejętności. Ale rozmawiam również z osobami, które są obecnie popularne. Będę miał rozmowę chociażby z Maszą Wągrocką, aktorką z „Matek pingwinów”, które od kilku tygodni są oglądane i cieszą się dużym uznaniem. Zależy mi na tym, żeby widzowie dowiedzieli się, jakim dana osoba jest człowiekiem, jak pracuje, jakimi wartościami kieruje się w życiu i co jest dla niej najważniejsze.
Mary Kosiarz: Mówisz o oddaniu głosu aktorom młodego pokolenia. Na jednym z paneli podczas BNP Paribas Warsaw SerialCon, pt. Kryzys tożsamości poruszany był temat mnogości seriali na rynku i tzw. kulturze scrollowania. Tym, że coraz trudniej o znalezienie dobrych, wartościowych produkcji pośród tak ogromnego wyboru. Twoim zdaniem jak dużą siłę przebicia mają dziś jakościowe tytuły?
Marcin Radomski: Rzeczywiście tak jest. Co jakiś czas pojawiają się seriale, które zyskują popularność i są dobre, ale są też takie zupełnie niepopularne, które są świetne. Przez ten zalew seriali trudno jest je znaleźć. Myślę, że mamy zdecydowanie za dużo nowych produkcji. Każda platforma streamingowa tworzy coś swojego, nowego i nie zawsze jest to jakościowe. Podstawą jest scenariusz, dobra historia, za którą widzowie chcieliby podążać jak np. w „Prostej sprawie”, „Idź przodem, bracie” czy „Pingwinie”. Byłbym w stanie wymienić teraz kilka bardzo dobrych seriali, przy kilkunastu byłoby jednak ciężko. Ważne jest moim zdaniem to, że te wartościowe seriale dotykają ważnych społecznie tematów, jak chociażby „Matki pingwinów” traktujące o rodzicach dzieci z niepełnosprawnościami. To jest przykład serialu, który jest dobrze zrobiony, ale też uwrażliwia i czegoś nas uczy. Seriale są rozrywką, ale thriller czy kryminał musi mieć solidne podstawy, a dzisiaj o to coraz trudniej.
Mary Kosiarz: Wracając jeszcze na moment do początków twojego dziennikarstwa, mam krótkie pytanie, ale domyślam się, że odpowiedź na nie może być niełatwa. Można się tego zawodu zwyczajnie nauczyć?
Marcin Radomski: Studia są ważne, ale nie są wyznacznikiem bycia dziennikarzem. Ja skończyłem kulturoznawstwo na UW, potem studia podyplomowe z dziennikarstwa filmowego i dziś jestem doktorem nauk humanistycznych, ale można być świetnym dziennikarzem po AWF-ie. Wszystko jest kwestią nauki, praktyki, umiejętności, spotkań z odpowiednimi ludźmi, czytania, słuchania, włożenia wysiłku w pracę nad sobą. Oczywiście trzeba poznać pewne zasady, takie jak techniki poprawnego mówienia, prowadzenia rozmowy, gatunki dziennikarskie itd. Reporter Ryszard Kapuściński kiedyś powiedział, że żeby być dobrym dziennikarzem, trzeba być dobrym człowiekiem. Może coś w tym jest, chociaż na pewno nie jest to każdy przypadek. Przede wszystkim trzeba być otwartym, ciekawym świata, mieć w sobie pokorę i cały czas się uczyć. Świat się zmienia, mamy erę np. sztucznej inteligencji i trzeba się z tym zmierzyć.
Mary Kosiarz: Wspominałeś kiedyś, że swoje początki w dziennikarstwie zaliczyłeś na festiwalach filmowych jako wolontariusz. Jakie to uczucie po kilkunastu latach pracować w największych mediach i prowadzić rozmowy z gwiazdami?
Marcin Radomski: To jest niesamowite uczucie. Moja osobista siła. Przeszedłem długą drogę – nie miałem w rodzinie nikogo, kto byłby dziennikarzem, ale oprócz studiów, uczestniczyłem w warsztatach dziennikarskich, a potem zająłem się profesjonalnie filmem i serialami. Na początku, faktycznie, przy wielu festiwalach pracowałem jako wolontariusz. Doceniam za to siebie i umiem też doceniać pracę innych ludzi. Na pierwszym roku studiów byłem wolontariuszem na Warszawskim Festiwalu Filmowym w tym budynku, w Kinotece, stałem w tej sali i rozdawałem widzom kupony do głosowania na film. To była cała moja praca – oglądałem filmy, a potem stawałem przed salą, zbierałem i liczyłem kupony. Teraz, po kilkunastu latach byłem jurorem Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych z krytykami z Włoch i Francji, a działo się to w tej samej sali. Pomyślałem sobie: Marcin, zrobiłeś mega robotę! Często siebie nie doceniamy. Ważne jest to, żeby przekonać się, że da się osiągnąć wiele i nie bać się podążać za marzeniami.
Mary Kosiarz: Piękna końcowa sentencja. Dziękuję Ci za to!
fot. Maks Małota